Zlot motocyklowy, czyli piwo i kiełbasa…

Zlot motocyklowy to taka impreza, na którą się przyjeżdża w celu… No właśnie… W jakim celu? Prawdopodobnie po to, żeby się ze sobą spotkać i ze sobą pojeździć. Problem w tym, że jak się jedzie na zlot kilkaset kilometrów, to już na tyle odpadają cztery litery, że jeździć się już trochę nie chce. Dodatkowo odstraszająco na mnie działa konieczność jazdy w olbrzymiej kolumnie motocyklowej. O ile jadąc w kilka motocykli można mówić o jakiejś tam przyjemności (chociaż nie zawsze, bo wystarczy jeden maruder i wszyscy mają dosyć wycieczki), o tyle już w kolumnie złożonej ze stukilkudziesięciu maszyn z przyjemności jazdy nie zostaje ani drobina. Ten wymija, ten dojeżdża, ten przejeżdża, tamten za wolno, kolejny za szybko… Potem cala masa niecierpliwych kierowców próbujących wyprzedzić kilometrowy sznurek motocykli i wbijających się na bezczelnego pomiędzy jadących. Generalnie dla mnie horror. Potem przychodzi wieczór. Impreza. Piwo. Hektolitry piwa i kiełbaska z grilla, jako jedyne i obowiązkowe danie. Zróbcie kiedyś eksperyment i zabierzcie ze sobą na zlot motocyklowy jakąś wegetariankę. Macie po zlocie… Będzie marudna i podzłoszczona orientując się, że w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie uświadczy niczego poza… kiełbasą z grilla. Potem jest jeszcze gorzej: wieczór przeradza się w początek nocy, a wypite galony piwa zaczynają być podlewane wódką. Magiczna mikstura rozwiązuje języki, prowokuje szczerość i wywalenie z siebie wszystkich żali i fochów nagromadzonych na motocyklowych forach w długie zimowe wieczory. Potem przychodzi poranek. Co poniektórzy przechwalają się ilością promili wskazaną przez zabrane ze sobą alkomaty i… I tu następuje najgorszy możliwy zlotowy scenariusz. Mianowicie zdarzają się delikwenci, którzy jeszcze trzy cztery godziny wcześniej ledwo stali na nogach, skakali przez ognisko fałszując w niebogłosy kolejne hiciory Dżemu i którzy teraz… siadają na motocykle. No to jedziemy na wycieczkę!

Oczywiście nie zawsze i wszystkie zloty tak wyglądają. Zdarzają się fajne, klimatyczne prawie że rodzinne imprezy, spędy prawdziwych przyjaciół połączonych motocyklową pasją. I oby takich było jak najwięcej. Jeśli łapiesz się do takiej grupy to najprawdopodobniej za organizowanymi przez nich zlotami będziesz tęsknił. Jeśli jednak nie masz tyle szczęścia, to prędzej czy później duże motocyklowe spędy po prostu sobie odpuścisz. Com i ja uczynił…

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami , , , , , , , . Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *

Możesz użyć następujących tagów oraz atrybutów HTML-a: <a href="" title=""> <abbr title=""> <acronym title=""> <b> <blockquote cite=""> <cite> <code> <del datetime=""> <em> <i> <q cite=""> <strike> <strong>