Siódme, „niemotocyklowe”, przykazanie

W idealistycznym świecie wszystko jest cacy. W idealistycznym motocyklizmie też. Wszyscy się pozdrawiają, pomagają sobie nawzajem. Wszyscy są rozsądni. Nikt nie zapierdziela 200 km/h po mieście. Nikt nie robi dla szpanu wheelie na środku skrzyżowania. Nikt też (ło matko, jakie się posypały komenty jak napisałem, że mam wątpliwość co do zasadności nowych regulacji prawka A) przecież nie wsiądzie na motocykl, nie umiejąc jeździć. Ani na motocykl duży, ani na mały, ani na hulajnogę. Wszyscy motocykliści bowiem to jedna, wielka rodzina, wszyscy są prawi, wszyscy są z definicji zajebiści. Hm… tak działa świat idealny. Niestety, temu rzeczywistemu do ideału daleko. Właśnie zobaczyłem na FB post zaprzyjaźnionego sklepu motocyklowego, w którym prowadzący ten sklep znajomi proszą wszystkich klientów z ostatnich kilku tygodni o kontakt, bo okazało się, że nowo zatrudniony sprzedawca, delikatnie mówiąc, nie był do końca prawy i zajebisty. Innymi słowy, bilans finansowy nijak się nie może zgodzić, ze szkodą dla sklepu.  Firmę tę znam od lat – zaczynaliśmy mniej więcej w tym samym czasie. Ja z żoną otwieraliśmy sklep w Katowicach, oni kilka miesięcy później w Zabrzu. Mieli super zasadę od samego początku – otóż uznawali, że będą zatrudniać tylko i wyłącznie motocyklistów, bp przecież w sklepie motocyklowym sprzedawca powinien wiedzieć co sprzedaje. No, ten ostatni, jak się okazuje, wiedział i to aż nadto.

To przykra historia i niestety przypomina mi inną. Sprzed kilku ładnych lat, w której w naszym sklepie ktoś ukradł rękawice. Nie jedną parę, ale kilkanaście. W tym też takie, które wystawione były tylko po jednej sztuce. Zatem nie dość, że ukradziono kilkanaście par rękawic, to jeszcze  kilka rękawic prawych – z tych droższych, które wystawialiśmy pojedynczo, żeby nie kusiło. Tym bardziej, że były to np rękawice sportowe z kangurzej skorzy, po ładnych kilka stówek para.  W każdym razie, strat było na kilka tysięcy złotych. Kiedy się w interesie sklepowym walczy się o przetrwanie, to taka suma naprawdę jest znacząca. No, ale cóż. Pal licho. Poszlochaliśmy sobie trochę po cichutku i trzeba się było wziąć znowu do roboty. Jeszcze tylko dla porządku sprawdziłem nagrania z monitoringu. Korzystaliśmy w tym zakresie z udostępnionego cudzego systemu, w którym były wolne łącza tylko na dwie kamery. I akurat – jak to złośliwie bywa – akurat kamera w pomieszczeniu z rękawicami nie sięgała do miejsca ich wystawienia. Obraz kończył się tuż przed ekspozycją W związku z tym sam moment kradzieży nie został zarejestrowany (a precyzyjnie wiedzieliśmy, w którym dniu, a nawet porze dnia się to stało, bo stan sprawdzaliśmy zawsze przed otwarciem, potem mniej więcej w połowie i oczywiście na koniec dnia).  Niemniej jednak monitoring, mimo iż nie pokazał samej kradzieży, to dość wyraźnie pokazywał kto w tym dniu do sklepu wchodził. I wiecie co? Tak się dziwnie złożyło, że tego feralnego dnia wszyscy nasi klienci przyjechali do sklepu na motocyklach…

Czy świadczy to o tym, że wszyscy motocykliści to typy spod ciemnej gwiazdy? Oczywiście, że nie, bo byłoby to skandalicznie krzywdzące uogólnienie. Świadczy to jedynie o tym, że świat nie jest idealny. Motocyklowy, niestety, również…

Link do fanpage’a sklepu proszącego o pomoc swoich klientów:
https://www.facebook.com/pages/MOTOHYBRID/123667344337942

Ten wpis został opublikowany w kategorii Bez kategorii i oznaczony tagami Siódme "niemotocyklowe" przykazanie. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.

Dodaj komentarz

Twój adres email nie zostanie opublikowany. Pola, których wypełnienie jest wymagane, są oznaczone symbolem *